Zabawy z uzyskaniem jak najlepszych wizualizacji zestawów ciąg dalszy. Ostatnio wspominałem już o skanowaniu i poszukiwaniu oficjalnych zdjęć, niestety czasami obie te metody zawodzą na całej linii…
Problematyczne okazały się polybagi, w podserii Orient Expedition, w serii tej były trzy malutkie zestawiki, składające się tylko z ludzika wraz z podstawowymi akcesoriami, sprzedawane właśnie w foliowych torebkach.
Pierwsza próba zeskanowania opakowania wypadła tak:
Skaner wyłapał wyraźnie wszelkie załamania na folii, co niestety wygląda niezbyt estetycznie. Postanowiłem więc polybagi „wyprasować”: wylądowały na parę dni pod stertą ciężkich książek.
Efekt:
Jeszcze gorszy. Na pierwszy rzut oka folijka jest ładna i prosta, niestety skan ujawnia wprost niezliczoną liczbę załamań. Obrazek wyszedł wprost ohydnie.
Więc może zrezygnować ze skanowania i spróbować ze zdjęciem? Odpowiednie oświetlenie, ustawienie aparatu (od góry, ale delikatnie pod kątem, by nie było widać wyraźnych odblasków), prostowanie w programie graficznym, mały retusz i efekt:
Wydaje mi się całkiem zadowalający. Owszem, jest różnica w kolorach, ale zdjęcie pozwoliło uzyskać w miarę jednolitą powierzchnię. Największy problem to niebieski obszar oraz logo: tu wyraźnie widać krzywizny, ale da się to wyretuszować. Jeszcze poprawić nieco ostrość i kolorki i powinien być w miarę przyzwoity efekt końcowy.
A według Was, która wersja najlepsza? Co należy jeszcze poprawić?
Zdecydowanie ostatnia jest najlepsza, blade kolory pewnie da się nieco skorygować, nasycić?
A tak swoją drogą, ja na własne potrzeby zwykle właśnie tym ostatnim sposobem wszelkie książki czy dokumenty „skanuję”, nie mając skanera na stanie. 😉
Mógłbyś spróbować przygnieść polybag do powierzchni skanera książkami, może to zniwelowałoby załamania.
Był przygnieciony oryginalną tacką i dodatkowo książką (Sariela 😉 ). Adam mi podpowiedział, że lepszy efekt uzyska się skanując w ogóle bez przykrywania – nie będzie się wtedy tak odbijać światło. Trzeba przetestować.